niedziela, 1 marca 2009

Winyl dla początkujących - lekcja nr 1

Łażąc po forach internetowych i rozmawiając z różnymi osobami odniosłem ostatnio miłe wrażenie, że jest spora grupa osób mających ciągoty w kierunku winyli i niuchających w tym fajną zajawkę. Problem w tym, że nie wiedzą za bardzo jak zabrać się za ten temat, ewentualnie kierowani nie zawsze mądrymi radami z tychże forów działają nie tak jak powinni w rezultacie czego płyty okazują się być zabawą nie tak fajną jakby mogły być. Kiedy zakładałem tego bloga to robiłem to głównie w celu propagowania dobrych a zdecydowanie niewystarczająco popularnych w Polsce wykonawców. Wygląda jednak na to, że poza tym zdałoby się do płyt winylowych przyciągnąć nowych entuzjastów gdyż z ich popularnością w naszym kraju jest najzwyczajniej źle. Jeszcze gorzej ma się sprawa w gronie moich rówieśników. Prawdopodobieństwo spotkania dwudziestoparoletniej osoby nie będącej djem a kolekcjonującej winyle jest niewielkie. Robiącej to dobrze (umiejącej ustawić ramię gramofonu oraz wkładkę, odróżniającej pierwsze tłoczenia płyt itp.) znikome. Przy pomocy bloga chcę więc udzielić zainteresowanym osobom paru rad na temat tego na czym i w jaki sposób słuchać oraz co warto kupować i gdzie. Postaram się to zrobić w miarę przystępnie na kieszeń młodego człowieka. Nie jestem jednak prezenterem Mango i nie będzie tu ściemy, że szajs za pół darmo będzie się sprawował cudownie i doprowadzi was do sonicznej rozkoszy. Nie widzę najmniejszego sensu w kupowaniu mini wież marki Elta i odsłuchiwaniu na nich kupionych na kilogramy płyt z niemieckimi Heimatmelodie. Zanim jednak przejdę do konkretów na 1 organizacyjnej lekcji warto sobie odpowiedzieć na pytanie:

Dlaczego winyl?

Płyta winylowa ma już sporo ponad 100 lat. Żaden inny nośnik muzyki nie może pochwalić się nawet zbliżoną historią. Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie o to co według mnie jest jej najfajniejszą cechą chyba byłaby nią ciągłość trwania. Przez te lata zapisywano na niej niemal każdy dźwięk jaki stworzyła natura, człowiek oraz maszyna. Winyl był najpopularniejszym nośnikiem na przełomie lat 60-ych i 70-ych, kiedy muzyka według większości kolekcjonerów wypuściła swoje najsłodsze owoce. Mimo iż zupełnie nie pasuje on do współczesnych czasów ze swoimi gabarytami i technologią nadal wydawane jest na nim wszystko to co muzyka ma do zaoferowania najciekawszego. Nie znasz się na muzyce? Kupuj winyle. Masz dużo większe szanse na to, że trafisz na coś ciekawego niż w przypadku CD. Muzyka zmieniała się, przychodziły i odchodziły taśmy magnetyczne, przyszły i prawdopodobnie niedługo odejdą CD a winyl tyle lat żyje właściwie od początku niewiele zmieniony. Ta ciągłość powoduje, że tak jak w przypadku książek mamy zarejestrowany obraz najciekawszego i najdynamiczniejszego wycinka historii. Dla mnie samego tym co spowodowało, że płyty dużo bardziej pochłonęły mnie niż książki jest fakt, że historia ta podana jest nie wprost. Nie przy pomocy słów tylko abstrakcyjnych dźwięków. Z jednej strony zawsze żałowałem tego brania 8 srok za ogon i że nie mogę o sobie powiedzieć ekspert od funku czy tam jazzu lub czegokolwiek innego. Z drugiej strony muzyka jest ciągle przygodą, odkrywaniem czegoś nowego. Dzięki winylowi przy przeglądaniu allegro zahaczam o nowe brzmienia, drum'n'bass, world music, house, jazz, elektronikę, muzykę filmową, rap, rock, reggae, funk i kończę na techno. Muzyka powinna być podróżą, poznawaniem nowych kultur i ich dźwięków a dobry dj w czasie swojego setu powinien nas w taką podróż zabierać i fajnie, żeby to nie była podróż po województwie tylko po całym globie. Żeby móc zabierać w taką podróż musi on jednak sam ją odbyć, a w muzyce nie wyobrażam sobie innej drogi niż przy pomocy grzebania w skrzyniach z płytami. Kupowanie mp3 jest jakimś marnym substytutem, przeglądaniem folderów biur podróży. Nie ma się co oszukiwać dla większości ludzi muzyka jest jedynie tłem dla życia, ale dla kogoś kto decyduje się ją nieważne czy tworzyć czy odtwarzać powinna być ona czymś istotnym. W winylu fajne jest też to, że poza samą zawartością muzyczną istotny zaczyna też być sam nośnik, label czy okładka po której częstokroć nawet nie znając danego bandu możemy trafić na prawdziwą perełkę. Na winylach poza językiem i kulturą muzyczną danego kraju odbija się jego charakter i sytuacja ekonomiczna. Mamy więc do czynienia z perfekcyjnymi tłoczeniami z Japonii i swoiście niechlujnymi niecentrycznymi ze źle naklejonym labelem tłoczeniami z Jamajki. Większość kolekcjonerów wariuje na punkcie pierwszych wydań płyt z lat 1967-73. Jest tak nie tylko dlatego iż powstały wtedy takie dzieła jak Biały album Beatlestów, Bitches Brew Milesa Davisa czy Dark Side of the moon Pink Floydów. Związane jest to także z tym, że po 1973 roku i kryzysie naftowym jakość samego materiału z którego tłoczony był winyl pogorszyła się. Tak samo powodem częstej pogardy dla muzyki z Polski z lat 80-ych jest nie tylko obniżenie jej poziomu artystycznego ale słaba jakość płyt, które często tłoczono ze zmielonych starych nagrań. Kurde mam nadzieje, że jakoś przebrniecie przez ten chaos myśli bo winyle to naprawdę fajna przygoda i dobra życiowa zajawka.

W następnym odcinku jak wybrać sensowny equipment do odsłuchu.

5 komentarzy:

m. floyd pisze...

ciekawy wpis. oby starczylo zapalu na cykl. yo.

osses pisze...

czekam na wpis o sprzęcie i naszych numarkach hehe.pzdr

KR pisze...

Witam. Cieszę się, że wreszcie (trafiłem tu dopiero dzisiaj skierowany ze strony Króla Disco także nie śledziłem wszystkiego od początku a to już niedługo rok) ktoś z Łodzi rozpoczął pisanie blogu na temat muzyki niegoszczącej na co dzień w radiu. Pozdrawiam i gratuluję trzech liter i kropki przed nazwiskiem. Czy mgr. to skrót od magazynier :) ?

Zambon pisze...

bardzo fajny post pod którym w pełni się podpisuję!

Unknown pisze...

Świetny wpis. Pozdrawiam! JednaMiłość!